Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z polskiego na nasze: Podstępne postępy

Andrzej Górny
Andrzej Górny
Andrzej Górny fot. Paweł Relikowski
Pamiętam czasy, gdy na ul. Daszyńskiego we Wrocławiu był tylko jeden prywatny samochód. Dekawkę tę właściciel często reperował w asyście grona zachwyconych pętaków płci męskiej. Gdy wehikuł naprawił, zapraszał kilku pomocników i woził pół godziny po okolicy. Po tym czasie auto znów się psuło i można było przystąpić do kolejnego remontu.

Trzydzieści lat później, gdy zamieszkałem na ul. Ślicznej, przy blokach stało tylko jedno auto. Lokatorzy mieli pojazdów więcej, ale klucze dostaliśmy wcześniej, niż budowlani ukończyli ulice, skwery i resztę tzw. infrastruktury. Do domów brnęliśmy więc przez kilkadziesiąt metrów wądołów, gruzów i błota, a tylko jeden uparciuch jakimś cudem wytyczył trasę, którą mógł podjechać pod własną bramę.

Teraz dobrobyt tak nas przycisnął, że w większości miast, o różnych porach, tworzą się na jezdniach makabryczne korki. Kilka lat temu znajoma pytała mnie jadowicie, dlaczego z Zielonej Góry do Wrocławia jedzie krócej niż od granic naszego miasta do centrum. Miesiąc temu warszawska kuzynka instruowała mnie fachowo, o jakiej porze mamy wyruszyć do Olsztyna, aby nie stracić półtorej godziny w stołecznych korkach.

Niedawno ruszyłem z kolegami grzybiarzami do Kobylej Góry. Ostatni odcinek trasy został zdublowany przez nową drogę. Nasz kierowca wjechał jednak pomyłkowo na starą i już nie zawracał. Od lat nie widzieliśmy tak pustej szosy. Na kilkunastu kilometrach minęliśmy się najwyżej z trzema samochodami. To już więcej zauważyliśmy przejechanych zwierząt - psów, kotów i lisa. Bydlątka poległy, bo widać odzwyczaiły się od myśli, że coś tu w ogóle jeździ. Niewiele lepszy los spotyka zapewne właścicieli hoteli, restauracji i sklepów postawionych przy starej trasie. Niedoszli klienci wolą szybszą drogę.

Dotarliśmy do swego ulubionego lasu. Plon dwugodzinnych poszukiwań to niestety tylko kilka podgrzybków na głowę. Puknęliśmy się w czółka. Wcześniej wiodła tu wyboista, często błotnista droga gruntowa. Od dwóch lat jest asfalt, a aut na leśnych parkingach przybyło kilkakrotnie. Popyt wyczerpuje towar, szczególnie darmowy.

Nasze miasteczka i wsie wyporządniały, nie w tej skali wprawdzie co stolice województw, ale zawsze. Nie wydaje mi się jednak, aby ów porządek był zasługą samych mieszkańców. Jeśli są pieniądze, to się płaci odpowiednim służbom. Wyremontują, pomalują, zamiotą…

Natomiast las bywa obrazem nędzy i rozpaczy. Puszki po piwie, butelki szklane i plastikowe, papiery, ba, stare meble, worki z resztkami chemikaliów.

Raz wdrapałem się na sporą i mocno zakrzaczoną górkę w centrum boru z nadzieją, że tam już tylko czysta przyroda. Akurat! Rozdeptane muchomory, butelki po winach, puszki po konserwach i kilka sfatygowanych prezerwatyw. Może to i miejsce wielkiej miłości, tylko dlaczego tak wrednie zaśmiecone?

Nie w każdym da się wzbudzić sumienie, pomyślcie jednak, rodacy, co tracimy, zadeptując i szargając lasy? Jeśli znów nastanie czas partyzantów, gdzie się oni podzieją?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Z polskiego na nasze: Podstępne postępy - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska