Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużel. To był piękny i straszny sezon zarazem

Wojciech Koerber
Tai Woffinden na rękach m.in. menedżera Piotra Barona, czyli Enea Ekstraliga obroniona.
Tai Woffinden na rękach m.in. menedżera Piotra Barona, czyli Enea Ekstraliga obroniona. Tomasz Hołod
Indywidualnego mistrza świata na żużlu poznamy dopiero w weekend (sobota, Toruń), indywidualnego mistrza Polski również (niedziela, Tarnów), lecz swoje wnioski możemy już wyciągnąć. Bo kto miał błysnąć – błysnął, a kto miał nabroić – nabroił. Zatem podsumowując:

Największy absurd
Kierownicza ekipa Unibaksu Toruń, których my nazwiemy inaczej – unibeksy. Nieprzystąpienie do rewanżowego spotkania finałów play-off to pomysł jakiegoś psa ogrodnika, zacietrzewionego człowieka bez honoru. Spoglądamy na sprawę zupełnie beznamiętnie i bez emocji, a mimo to jesteśmy za degradacją toruńskiej ekipy do niższej ligi. Dlaczego? Bo każda inna kara byłaby nieadekwatna (czytaj – niewspółmiernie niska) do popełnionego czynu. Poza tym jesteśmy przeciwnikami karania ujemnymi punktami na starcie nowych rozgrywek. Nowe ma być nowe, z czystą i przejrzystą kartą zarazem. Wszyscy mają ruszać z tego samego miejsca. Boli tylko, oj boli, że za głupotę kilku ludzi zapłacić mogą niewinni zawodnicy, kibice i cały toruński ośrodek żużlowy z kapitalną infrastrukturą oraz piękną tradycją. O odebraniu Unibaksowi srebrnych medali DMP nie wspominamy, bo to obowiązek. I z przykrością przypominamy, że w 1992 roku tylko nieco mniejsze świństwo wyrządzili dyscyplinie ówcześni sternicy wrocławskiej Sparty ASPRO Wrocław (zemsta Ryszarda Nieścieruka?). Na ostatni mecz do świętującej mistrzostwo kraju Polonii Bydgoszcz wysłali czwarty garnitur wszechstronnie nieutalentowanych żółtodziobów. 73:17...

Najmniej sympatyczna postać speedwaya

Menedżer Unibaksu Toruń Sławomir Kryjom, przypominający niektórych polityków PiS-u. Tych z zaciśniętymi wargami. W trakcie sezonu wielokrotnie oszukiwał i wprowadzał w błąd dziennikarzy, a przy okazji także kibiców. Skompromitował się ustaleniem składu na niedoszły finałowy rewanż w Zielonej Górze. Ten skład wyglądał następująco: 1. Adrian Miedziński 2. Paweł Wolender 3. Darcy Ward 4. -, 5. Tomasz Gollob 6. Paweł Przedpełski 7. Emil Pulczyński. Wstawianie niejakiego Wolendera na tzw. sztukę (do wymiany), a także nieobsadzenie numeru 4 to szczyt indolencji, zważywszy na fakt, że dzień przed meczem w turnieju GP startowało dwóch torunian o statusie „niebezpieczny”. Kontuzja Golloba sprawiła bowiem, że ów skład domagał się trzech zmian (wstawienie kogoś pod nr 4 to także zmiana - WoK), tymczasem regulamin zezwala tylko na dwie. Menedżer Kryjom uznał (a może ktoś mu podpowiedział), że gospodarze nie powinni wiedzieć, pod jakim numerem znajdzie się zastępowany Chris Holder. Taki element zaskoczenia, gry wojenne. Szkoda tylko, że nie miało to dla gospodarzy absolutnie żadnego znaczenia. Cały sezon przejeździli tym samym, sprawdzonym zestawem par. Panowie! Żużel to bardzo prosty sport. Mniej polityki, więcej zdrowego rozsądku. Jak najszybciej w lewo.

Najuczciwszy klub

Włókniarz Częstochowa, może z wyjątkiem Rafała Szombierskiego, bo ten świadomy uślizg na ostatniej pozycji był średnim pomysłem. Do rzeczy jednak. Otóż Włókniarz to klub, który borykał się z kontuzjami zawodników i nakładkami terminów. W kwietniu, w domowym spotkaniu przeciw Unii Leszno, nie mogli wystąpić Emil Sajfutdinow, Michael Jepsen Jensen oraz Artur Czaja. A mimo to gospodarze nie wylewali na tor beczek z wodą. Nie próbowali przekupić pogodynki, by zapowiedziała burzę z piorunami i powódź stulecia. Efekt? Porażka przed własną publicznością 40:50. W zasadzie nie powinniśmy się tym zachwycać. A jednak w polskim żużlu to postawa godna odnotowania. Częstochowski tor po każdym meczu był chwalony przez gości, rozgrywano tam najciekawsze widowiska. Szkoda tylko, że pechowo został Włókniarz bez medalu, bo w Tarnowie Kacper Gomólski wkomponował w płot Czaję. Trzeba zabrać srebro Unibaksowi i przekazać do Tarnowa (ten Cieślak to ma szczęście). A brąz ma jechać koniec końców pod Jasną Górę.

Największa klasa

Piotr Protasiewicz. Z tego całego bajzla – jak widzicie - staramy się wyłapywać rzeczy piękne, a PePe na takiego właśnie plusa zasłużył. W jednym z biegów półfinałowego meczu Falubaz – Unia Tarnów kapitan zielonogórzan wyszedł na podwójne prowadzenie z Krzysztofem Jabłońskim, tyle że nie zauważył kolegi. No i, jak to PePe, nieświadomie go przyblokował. No i już nie było 5:1. Okazało się, że nazajutrz, po obejrzeniu wideo, Protasiewicz nie tylko przeprosił partnera, ale też pokrył koszty całego zamieszania. Tak przynajmniej twierdzi Robert Dowhan. - W poniedziałek po meczu przyszedł Piotrek. Przeanalizował mecz, bo zawodnicy też oglądają powtórki i patrzą na przebieg spotkania. Była tam sytuacja w jednym z biegów, gdy w ewidentny sposób zablokował Krzysia Jabłońskiego. Piotr przeprosił go i poprosił, aby rozliczenie finansowe z jego puli poszło dla Krzyśka, bo z wyniku 5:1 zrobiło się 3:3, gdy w sposób niezamierzony zablokował kolegę. To naprawdę fajny gest, świadczący też o tym, że to zgrana paczka chłopaków – wyjaśnił senator. A propos. Mamy nadzieję, że Unibax też pokryje straty zielonogórzan wynikające z finałowego skandalu.

Największy freestyle organizacyjny

Start Gniezno. Wczesną wiosną szefowie beniaminka ekstraligi próbowali wprowadzić płatne akredytacje dziennikarskie. W zasadzie nic dziwnego. Zimą obiecywali przecież zawodnikom suche majtki na dnie oceanu, tzn. kosmiczne pieniądze, których – rzecz jasna – nie mieli. Tomaszowi Jędrzejakowi proponowali kontrakt dwukrotnie wyższy od wrocławskiego. I co? I dziś mają w Gnieźnie jedną wielką dziurę. Finansową. Już w połowie sezonu próbowali renegocjować z zawodnikami kontrakty. Ci zaprawieni w bojach się nie patyczkują. Piotr Świderski wynajął już prawnika. Tymczasem we Wrocławiu - gdzie został Jędrzejak – było skromnie, lecz rzetelnie. Z tego, co słyszymy, zaległości wobec spartan są naprawdę symboliczne. Nawet w magicznych ośrodkach żużlowych mają ponoć większe.

Największe objawienie zagraniczne

Tai Woffinden. Wydoroślał, zrozumiał, wycieniował się. Zimą zrzucił 6 kg, zaczął się zdrowo odżywiać, a cel postawił sobie na najwyższym stopniu podium IMŚ. Ijednym kołem już tam wjechał. Przed ostatnim, sobotnim turniejem GP w Toruniu ma 16 pkt przewagi nad Jarosławem Hampelem. Mimo kontuzji obojczyka powinien się obronić. Zwracamy też uwagę na kolejny świetny sezon Nielsa K. Iversena. Życzymy mu wymarzonego brązu IMŚ, mimo że w czerwcu na Skansenie Olimpijskim nie miał dla wrocławian litości - 18 pkt (3,3,3,3,3,3).

Największe objawienie krajowe

Paweł Przedpełski (Unibax). Na motor żużlowy wsadzili go siłą, bo wolał pomagać przy sprzęcie starszemu bratu. Ale dziś już kocha żużel. A kibice jego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska