Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niedosłysząca kobieta myślała, że sprzedaje mieszkanie. W rzeczywistości była to lichwa

Marcin Rybak
fot. Marcin Osman
Niedosłysząca emerytka była przekonana, że sprzedaje swoje wrocławskie mieszkanie za 250 tys. zł. Dopiero po kilku miesiącach nabrała podejrzeń, że została oszukana. Okazało się, że zamiast umowy sprzedaży mieszkania podpisała u notariusza lichwiarską umowę pożyczki.

Jej mieszkanie stało się zabezpieczeniem dla 10 tys. zł wziętych na lichwiarski procent. Było to tzw. przewłaszczenie. To oznacza, że z chwilą zawarcia umowy mieszkanie stało się własnością pożyczkodawcy. Pani Maria podpisała taką umowę, bo pierwszy raz w życiu była u notariusza i zaufała swojemu kontrahentowi. Kobieta twierdzi, że nie słyszała, co do niej mówiono w kancelarii. Ów kontrahent to drobny wrocławski przedsiębiorca, żyjący z pożyczania na procent. Według niego wszystko było w porządku, a pani Maria miała świadomość tego, co robi, jakie umowy i dlaczego podpisuje.

Sprawę bada prokuratura. W czerwcu śledztwo zostało umorzone, ale kilka dni temu sąd uchylił tę decyzję i nakazał prokuraturze kontynuowanie działań. Jeśli sprawa zostanie kolejny raz umorzona, pani Maria będzie mogła sama oskarżyć swojego kontrahenta.

Chciała sprzedać mieszkanie warte 250 tys zł. Teraz ma lokal wart połowę mniej

Jak doszło do tej sytuacji? Kobieta mieszkała w dwupokojowym mieszkaniu na wrocławskich Krzykach. Postanowiła sprzedać je albo zamienić na mniejsze. - Dałam ogłoszenie. Przyszedł jakiś pan. Był zachwycony - opowiada pani Maria. - Mówił, że cała transakcja będzie załatwiona "na tip top". Umówili się, że w rozliczeniu kupi jej mieszkanie warte 100-110 tys. zł, zaś brakującą do kwoty 250 tys. zł resztę przekaże gotówką.

Nabywca mieszkania zawiózł ją do notariusza. Tam dał jej 6 tys. zł. Po chwili przyszedł notariusz. - O nic mnie nie zapytał - opowiada emerytka. - Coś odczytał, ale ja nie słyszałam. Podpisałam akt notarialny. Opowiada, że nie miała pojęcia, co podpisała. Nie rozumiała treści dokumentu. W domu zauważyła, że wartość mieszkania wpisana do umowy wynosi 108 tys. zł, a nie 250 tys. zł, jak było wcześniej ustalone.

Pani Maria czekała na realizację umowy. W tym czasie odwiedziła notariusza, by podpisać aneks do umowy, zwiększający wartość mieszkania do 145 tys. zł. Nabywca nakłonił ją do podpisania porozumienia o ostatecznym rozliczeniu całej transakcji. Owo rozliczenie polegało na tym, że kontrahent kupił pani Marii 19-metrowe mieszkanko z kuchennym aneksem i łazienką za 115 tys. zł. Przypomnijmy, że w gotówce dostała tylko 6 tys. zł. Natomiast pozbyła się dwupokojowego mieszkania wartego 250 tys. zł.

Zadzwoniliśmy do firmy należącej do nabywcy mieszkania. Odebrał mężczyzna świetnie zorientowany w transakcji, choć - jak twierdził - nie on kupił lokal od pani Marii, lecz jego szef. Przekonywał, że nie było oszustwa. Sugerował, że w całej sprawie chodzi o konflikt kobiety z dziećmi.

W kancelarii notarialnej nie rozmawiają o konkretnych transakcjach. Przekonują, że gdyby kobieta miała problemy ze słuchem, to oni nie dopuściliby do zawarcia umowy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska