Swoim najnowszym filmem „W imię...”, który od tego tygodnia można oglądać w polskich kinach, reżyserka Małgorzata Szumowska znów włożyła kij w mrowisko. I znów wygrała. Chyra na festiwalu filmowym w Gdyni dostał nagrodę dla najlepszego aktora, a sam obraz zdążył już zdobyć laury na festiwalu w Berlinie (w kategorii Najlepszy film poświęcony gejom i lesbijkom i Nagroda specjalna w kategorii od czytelników pisma „Siegessäule”), a także nominację do najważniejszego lauru festiwalu – Złotego Niedźwiedzia. Kolejny zagraniczny sukces „W imię…” to Nagroda Główna na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Dortmund Cologne 2013 (The International Feature Film Award), gdzie polska produkcja rywalizowała z ponad setką filmów z pięćdziesięciu krajów świata. Film został sprzedany do dystrybucji kinowej w ponad 25 krajach na całym świecie, w tym w USA.
Szumowska trafiła ze swoim dziełem w czas, kiedy coraz głośniej mówi się u nas o grzechach księży i Kościoła katolickiego w ogóle. Ultraprawicowe portale nazwały „W imię” filmem bluźnierczym i antypolskim, ale tego można się było spodziewać. Reżyserka „Sponsoringu” i „33 scen z życia” dokonała jednak rzeczy trudnej. Pokazała dwa drażliwe tematy powściągliwie, ale na tyle sugestywnie, żeby po wyjściu z kina mieć ochotę na długą dyskusję. Wielka w tym zasługa nie tylko pierwszoplanowych aktorów – Chyry i Mateusza Kościukiewicza (który w filmie wypowiedział zaledwie jedno zdanie), ale także subtelności ujęć i sugestywności tzw. drugiego planu, czyli sposobu, w jaki reżyserka pokazała wieś i jej mieszkańców.
Historia uczucia księdza i chłopaka, który ma problemy z wyrażaniem słów, ale nie z wyrażaniem emocji rozgrywa się na wsi, w której jedynymi rozrywkami mieszkańców są potańcówki w remizie i przesiadywanie pod sklepem spożywczym „Niagara”. Ksiądz Adam próbuje resocjalizować trudną młodzież, walcząc przy okazji ze swoim homoseksualizmem i słabością do alkoholu. Chyrze udało się stworzyć wielowymiarową postać: kapłana z powołania, ale także człowieka z krwi i kości. Tyle że w jego przypadku wybranie drogi serca nie jest możliwe. Pozostaje mu więc samotność. Tej też nie potrafi znieść. Samotni są też bohaterowie drugiego planu: Michał (świetny Łukasz Simlat) i jego żona (Maja Ostaszewska), która szuka ukojenia w ramionach księdza.
Temat jest mocny, ale w filmie nie ma nawarstwienia scen, które mogłyby kogoś urazić. Nawet scena erotyczna między głównymi bohaterami jest pokazana w sposób letni, zacieniona. Szumowska zapewne zdawała sobie sprawę z tego, że porywając się w naszym kraju na taki temat, musi być ostrożna. Czasem tej ostrożności jest za wiele. Czy to w prowadzeniu kamery, czy pomijaniu pewnych ujęć. I to jedyna rzecz, do której można się przyczepić.
„W imię”, reżyseria: Małgo rzata Szumowska, scenariusz: Małgorzata Szumowska, Michał Englert, występują: Andrzej Chyra, Mateusz Kościukiewicz, Łukasz Simlat, Maja Ostaszewska, Tomasz Schuchardt.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?