Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maria Peszek: Chciałam, żeby ta płyta była jak wystrzelona w słusznej sprawie seria z karabinu

Paweł Gzyl
Maria Peszek zadaje w swych piosenkach trudne pytania.
Maria Peszek zadaje w swych piosenkach trudne pytania. fot. archiwum artystki
Maria Peszek przyjeżdża do rodzinnego Krakowa, by w najbliższą niedzielę w klubie Studio skierować w nas swój „Karabin”. Nowa płyta piosenkarki pod tym tytułem znów porusza i prowokuje. Z piosenkarką rozmawia - Paweł Gzyl.

Poprzednią Pani płytę zainspirowała podróż do Tajlandii. Tym razem była długa wyprawa do Azji - ale do Wietnamu i Kambodży. Co jest w tamtych stronach, że Panią do nich ciągnie?
Właściwie to żadna z moich płyt nie była bezpośrednio zainspirowana którąkolwiek z podróży. Podróże są mi niezbędne jako rodzaj resetu. Te długie przerwy w mojej normalnej, twórczej egzystencji pozwalają mi odpocząć od myślenia, ale też od ojczyzny. Polskość jest bardzo ważnym kontekstem dla tego, co robię, niewyczerpanym źródłem inspiracji, ale też bolesną koniecznością, od której dobrze jest czasem odetchnąć. Azja fantastycznie się do tego nadaje. Ta perspektywa pozwala na bardziej czułe spojrzenie na Polskę, a nawet rodzaj tęsknoty za nią.

Zobaczyła Pani podczas wyjazdu ślady prześladowań, jakich doświadczyły ludy Azji. Teraz przemoc dociera do Europy za sprawą terroru ISIS. Śpiewa Pani o tym w piosence „Krew na ulicach”. Jak nasza cywilizacja powinna odpowiedzieć na tę przemoc?
Nie mam jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. W ogóle nie czuję się predestynowana do udzielania odpowiedzi wymagających wiedzy, przenikliwości, doświadczenia. Ja jestem od czucia i od zadawania pytań. Od dzielenia się własnym niepokojem, ale i od wzruszania, i mam nadzieję, że czasem też od niesienia ukojenia.

Nie omija Pani jednak w nowych piosenkach problemów współczesnego świata - choćby tematu uchodźców, upominając się o ich los: „Inny nie znaczy gorszy lub zły/ nie strzelaj proszę, pozwól mi żyć”.
To nie jest piosenka tylko o uchodźcach. To rzecz o prawie do inności. W Polsce każdą odmienność silnie się piętnuje i wyszydza. Wydaje mi się, że - generalnie - dla nienawiści i negatywnych postaw zrobiło się ostatnio więcej miejsca i przyzwolenia. A ja mam w sobie wielki gniew i niezgodę na agresję, nietolerancję, na podżeganie do przemocy. Jeśli o coś walczę, to o prawo do bycia innym. Temat wolności, prawa do inności i nierozerwalnie wiążącej się z nim nienawiści tak naprawdę zawsze był mi bliski. Potrzebował tylko odpowiedniego momentu, żebym zdecydowała się na jego wyartykułowanie w wymiarze płyty. Ta potrzeba po prostu dojrzała i stała się w pewnym momencie koniecznością - i na pewno nie bez znaczenia były narastające i wyraźnie wyczuwalne od jakiegoś czasu napięcia na świecie, jak i w Polsce.

Piętnuje Pani nienawiść, której jesteśmy świadkami nad Wisłą. „W moim kraju palą tęczę/ jak kiedyś ludzi w stodole” - słyszymy. Wykorzystane przez Panią wydarzenia są często podawanymi przez lewicę przykładami na polską nietolerancję i antysemityzm. Nie kusiło Panią, aby dla równowagi zaśpiewać też o ludziach prześladowanych przez komunistów czy o staruszkach nazywanych „moherowymi beretami”?
Naprawdę nie zastanawiam się, czy te wydarzenia kojarzą się komuś z lewą czy prawą stroną polskiej sceny politycznej. To nie jest istotne. Dla mnie są przejmującym przykładem bestialstwa, które już nigdy nie powinno się powtórzyć. Polski antysemityzm jest faktem, podobnie jak akty nietolerancji, które niepokojąco przybierają na sile. Odczuwam też nasilenie nastrojów nacjonalistycznych. Osobiście uważam to za bardzo niebezpieczne. Oczywiście, wszystko jest kwestią wyboru. Ja wybieram takie a nie inne odniesienia do mówienia o rzeczach dla mnie ważnych. Jeśli odczuwa pan niedosyt i potrzebę spojrzenia z drugiej strony - pozostawiam to panu.

Wspominała Pani często, że po wydaniu płyty „Jezus Maria Peszek” spotykały Panią ataki nienawiści i agresji - ze strony anonimowych ludzi, ale też takich publicystów, jak Tomasz Terlikowski. Zaskoczyło to Panią?
Za każdym razem zadziwia mnie skala emocji towarzyszących mojej twórczości i tego, jak różne wzbudzam odczucia. Te same piosenki powodują zachwyt i czułość, ale też agresję i wylew nienawistnych słów. A przecież, jeśli ktoś nie szanuje tego, co robię, może po prostu nie słuchać moich utworów. Zastanawia mnie, jak dużo energii ludzie decydują się przeznaczyć na obszerne, niszczycielskie dysertacje i elaboraty. Czyli jednak dotykam i poruszam nawet moich największych wrogów.

Jak Pani reaguje na ich ataki?
Staram się powściągać własną agresję - i walczę z nienawiścią również w sobie. Coraz częściej mi się to udaje, ale niestety nie jest jeszcze tak, że w ogóle nie dotyka mnie brutalność innych.

Śpiewa Pani, że „można dzielić Polskę/tnąc krzyżem jak brzytwą”. Ciekaw jednak jestem, czy nigdy nie spotkała Pani na swej drodze katolików czy księży, którzy próbowali autentycznie głosić miłość i wybaczenie?
Spotkałam naprawdę wielu fantastycznych księży. Po ostatniej płycie miałam szansę rozmów z otwartymi, inspirującymi osobami duchownymi, między innymi podczas wywiadu w „Tygodniku Powszechnym”, który zaprosił mnie do dyskusji o moim ateizmie. Ciekawość i otwartość księdza Draguły była czymś bardzo odświeżającym. Wspominam to jako ważne dla mnie spotkanie.

Podczas Pani koncertów - choćby podczas Męskiego Grania czy na Przystanku Woodstock - publiczność też się dzieli. Jedni idą pod scenę, a drudzy odwracają się i odchodzą. Nie obawia się Pani, że Pani piosenki też dzielą ludzi?
Nie muszę i nie chcę podobać się wszystkim. Nigdy nie marzyłam o popularności na masową skalę - w jakimś sensie nawet tego unikam. Konsekwentnie podążam swoją drogą i choć nie jest to droga łatwa, przez lata udało mi się zdobyć własną publiczność. Oddaną, fantastyczną, wrażliwą i przede wszystkim myślącą. Osobiście uważam to za mój największy sukces. To nie nagrody, recenzje, wyróżnienia, ale ludzie są najważniejsi. Mam ogromny szacunek dla moich odbiorców - to oni dają mi siłę i nadają sens temu, co robię. A jeśli chodzi o moje piosenki - to nie uważam, że dzielą ludzi. Co najwyżej na tych, którym się podobają i na tych, którym nie. Sztuka to kwestia gustu.

Deklaruje Pani, że chce, aby w Polsce była wolność i jedność, a jednak opowiada się po jednej ze stron polskiego konfliktu i drażni drugą stronę, stawiając w swej sztuce na prowokację. Nie ma w tym sprzeczności?
To pana ocena, do której ma pan prawo, ale z którą nie mogę się zgodzić. Ja niczego nie deklaruję - to spore uproszczenie. A także nie opowiadam się po żadnej ze stron polskiego konfliktu. Szczerzę mówiąc, nie sądzę, że są tylko dwie strony. Jestem artystką - a nie publicystą czy politykiem. Co nie znaczy, że nie mam własnych poglądów. Nawet jeśli moja muzyka ma nieoczywisty odbiór, moje intencje są jasne a przekaz precyzyjny: to moje i tylko moje poglądy, moja wrażliwość i mój ogląd świata, niczyj inny. Moim celem nigdy nie było ani nie jest drażnienie dla drażnienia, a w mojej sztuce stawiam na wyrazistość i skuteczność, a to coś zupełnie innego niż prowokacja.

Dowcipnie śpiewa Pani, że potrzeba nam znów kogoś, kto nas zjednoczy - „Elektryka, który zaświeci wolność”. Nie sądzi Pani, że po kontrowersjach wokół Lecha Wałęsy, Polacy będą mieli poważny problem z zaufaniem jakiemuś przywódcy?
To już problem Polaków. Piosenkę napisałam kilkanaście miesięcy temu, ale w moim odczuciu nie straciła ona nic na swojej aktualności. Nie zmieniłabym ani słowa. Dla mnie „Elektryk” to fantastyczna postać, a tego, co się ostatnio dzieje wokół jego osoby, nie nazwałabym kontrowersjami. To polityczny brud i niszczycielstwo. Nie wolno przekreślać czyjegoś życia w imię kontrowersji, tak jak nie wolno zrównywać plotek z faktami.

„Róbmy miłość, a nie wojnę” - śpiewa Pani. Czy to znaczy, że zamiast na polityce, tworzącej podziały, powinniśmy się skupić na życiu prywatnym, budowaniu dobrych związków i relacji?
Nie ma jednej recepty dla wszystkich. Ktoś jest wspaniałym mężem, ktoś inny - matką, a jeszcze ktoś inny - społecznikiem, patriotą lub artystą. Nie zapominajmy, że miłość to też pasja, oddanie, z jakim się uprawia zawód, bez bylejakości, na serio.

Pani nowa płyta jest wołaniem o wolność dla wszystkich. W latach 60. piosenka potrafiła zmieniać świat. Myśli Pani, że dzisiaj też?
Wierzę, że piosenki mogą trafiać w samo serce, czasem też w umysł - i powodować poruszenie, prowokować do myślenia, zmuszać do zadawania pytań. W moich nowych nagraniach chciałam opowiedzieć o czymś dla mnie ważnym. Chciałam, żeby ta płyta była jak seria z karabinu. Wystrzelona w słusznej sprawie. To pacyfistyczna wypowiedź wyrażona militarnymi środkami.

Uważa Pani, że dobrymi piosenkami uda się Pani przyciągnąć na koncerty ludzi, którzy myślą podobnie jak Pani, ale też tych, którzy mają odmienne poglądy, a po prostu podoba się im Pani muzyka i w pewien sposób ich zjednoczyć?
Bardzo bym chciała i wierzę, że to możliwe. Moje piosenki są dla wszystkich tych, którym są potrzebne. Chodźcie na ulice, potańczyć i pokrzyczeć! A raczej do klubu Studio - zapraszam!

***

Maria Peszek. Aktorka i piosenkarka. Zadebiutowała w 1993 r. Występowała m.in. na scenie Teatru im . J. Słowackiego w Krakowie, teatru Studio i Teatru Narodowego w Warszawie.

W 2005 r. rozpoczęła karierę muzyczną, tworząc widowisko muzyczne i płytę Miasto mania. Trzy lata później nagrała album Maria Awaria. W 2012 roku wydała album Jezus Maria Peszek. Kolejna płyta zatytułowana Karabin ukazała się 26 lutego 2016 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Maria Peszek: Chciałam, żeby ta płyta była jak wystrzelona w słusznej sprawie seria z karabinu - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska