Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Alicja Janosz powróciła. W świetnej formie! (POSŁUCHAJ)

Marta Wróbel
Po przesłuchaniu płyty "Vintage", nikt nie powinien już wypominać zwyciężczyni pierwszej edycji polskiego "Idola" nieszczęsnej piosenki o jajecznicy.

Alicja Janosz, wtedy debiutująca licealistka z Pszczyny, dziś wiedząca, czego muzycznie chce 26-latka, wydała po dziewięciu latach od ukazania się swojego pierwszego albumu "Ala Janosz" jedenaście piosenek.

Jest ich kompozytorką lub współkompozytorką i samodzielnie napisała do nich wszystkie teksty. "Vintage" wyprodukował perkusista wrocławskiego funkowo-bluesowego kolektywu HooDoo Band, prywatnie mąż wokalistki, Bartosz Niebielecki. Zresztą większość utworów na albumie para napisała
wspólnie. Nie bez powodu wspominam HooDoo Band, w którym Janosz jest etatową "chórzystką". Najnowsza płyta "Idolki" ma także posmak funku, jest na niej szczypta bluesa i starego dobrego soulu spod znaku Tower of Power. Zamiast wszechobecnych we współczesnym popie loopów i sampli, mamy dobre, żywe granie.

Alicja Janosz - od kilku lat wrocławianka z wyboru - nie miała z powrotem na scenę łatwego zadania. Po pierwsze, prawie osiem lat zajęło jej uwalnianie się z kontraktu z jedną z dużych wytwórni płytowych, która wydała jej pierwszą płytę. Po drugie, bossowie z tejże wytwórni kazali siedemnastoletniej wówczas, nieobytej z show biznesem, debiutantce, nagrać krążek niemal natychmiast po wygraniu "Idola" na zasadzie "kujmy żelazo, póki gorące". Efekt? Nieprzemyślane dźwięki, potem występ pod pseudonimem "Alex" z piosenką "I’m Still Alive" i krzykliwym imagem na polskich eliminacjach do Eurowizji. Była jeszcze współpraca z liderem Indios Bravos Piotrem Banachem. I cisza. W tym czasie "Idolka" skończyła studia, wyswobodziła się z niechcianego kontraktu płytowego, rozwinęła się muzycznie i wydała bardzo dobrą, dojrzałą płytę. Płytę, na którą subtelne, bardzo kobiece teksty po polsku i angielsku, napisała, czego nie da się nie zauważyć, kobieta zakochana.

Zobacz też:

Tak Alicja Janosz śpiewa dziś, a tak śpiewała za czasów "Idola"

Tytułowy vintage jest na albumie wszędzie. Retro klimat ma zdjęcie i wkładka, a także same, stylizowane na płyty gramofonowe, krążki (na jednym jest wspomnianych 11 kompozycji, na drugim bonusowe DVD z m.in. z teledyskami i niepublikowanymi wcześniej zdjęciami artystki).

Singlowy, chyba najbardziej "radiowy" i przebojowy utwór na płycie "I Woke Up So Happy" przypomina trochę dokonania Duffy czy Amy Winehouse. Wszystkie utwory są zresztą "w klimacie", przyjemnie bujają i po kolejnym przesłuchaniu zaskakują smaczkami. Świetną solówką gitarową Dawida Korbaczyńskiego z Mikromusic w "10 mln $", bluesowymi riffami w "Nie możesz", zdroworozsądkową, też bluesową logiką w kolejnym singlowym "Jest jak jest" i wpadającą w ucho linią melodyczną w balladzie "Nie tak" (wspólna kompozycja Alicji Janosz i Łukasza Damrycha).

Janosz rozwinęła się także jako wokalistka. Bardzo dobrze panuje nad głosem, wie, że czasami mniej znaczy więcej. Oby inne śpiewające panie wzięły z niej przykład i też posiadły tę cenną samoświadomość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska