Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aleksandra Kuligowska: Ja? Piękna? Gdzie tam!

Robert Migdał
- Pokochałem ją od pierwszego wejrzenia - mówi o Oli fotograf Marcin Tyszka
- Pokochałem ją od pierwszego wejrzenia - mówi o Oli fotograf Marcin Tyszka Anna Zyskowska/portfolio Aleksandry Kuligowskiej
Czy ubezpieczyła swoje nogi na milion złotych, co jest w stanie poświęcić dla wielkiej kariery, jak zachowuje się na widok ładnie ubranych kobiet (i mężczyzn), dlaczego nie została lekarzem, czy na widok ciasta jest w stanie pohamować swoje łakomstwo i czemu czasami czuje się jak... żaba. Z Aleksandrą Kuligowską, pochodzącą z Wałbrzycha modelką, finalistką TVN-owskiego show "Top Model. Zostań modelką", rozmawia Robert Migdał

Jezu, jaka Pani jest ładna...
(uśmiech)

Uroda pomaga w życiu?
Niekoniecznie. Z jednej strony może pomóc, przyznaję, ale może też zaszkodzić. I to mocno.

Jak?
Mnóstwo ludzi, widząc ładną osobę, odbiera ją stereotypowo - że jak jest ładna, to jest głupia, że nie ma nic do powiedzenia.

Że pustak jest z niej.
Dokładnie. A przecież nie można oceniać książki po okładce - żeby poznać drugiego człowieka, trzeba z nim pobyć dłużej, porozmawiać, posłuchać, co ma co powiedzenia, jakie ma poglądy.

Piękne kobiety wzbudzają zazdrość wśród innych kobiet. Odczuła Pani już na własnej skórze taką zawiść?
Oj, tak, niestety. Ale to wynika z tego, że niektóre panie nie są pewne siebie, swoich wartości - bo tylko takie osoby obmawiają, źle mówią o innych.

Miała Pani takie przypadki, że ze względu na urodę ktoś Panią obgadywał?
Zdarzało się, i to już w gimnazjum, w liceum. Ale to się zmienia. Dziś mam taką swoją tajną broń: rozmawiam z ludźmi, daję się poznać taką, jaką jestem naprawdę, żeby nie patrzono na mnie tylko przez pryzmat urody, ale też tego, jak mam poukładane w głowie.

A w czym uroda może pomagać?
W wielu sytuacjach. Na przykład w zdobyciu pracy. Nie oszukujmy się: ludzie patrzą inaczej, pozytywnie, na człowieka, który oprócz tego, że ma świetne referencje i dobre wykształcenie, to jeszcze świetnie wygląda. Bo wiadomo - jak ktoś "urodziwy" szuka pracy w handlu, to jemu będzie łatwiej sprzedać jakiś produkt niż temu brzydszemu. Teraz tak często się zdarza, że dziewczyny są po dwóch fakultetach, znają trzy, cztery języki obce, a nie są ładne - i mają problem ze znalezieniem pracy. To jest bardzo niesprawiedliwe, ale niestety ludzie są, jacy są. Nie trzeba się jednak tym przejmować.

Pani czuje się piękna?
Nie zawsze. Nie myślę o sobie jako o kimś pięknym. Częściej myślę o tym, jakie mam braki w swojej urodzie. Ale nie spędza mi to snu z powiek. Akceptuję to, co Bóg dał...

A ja myślałem, że codziennie rano staje Pani przed lustrem i mówi: "Olka, jakaś ty piękna...".
Oj, nie (śmiech). Nigdy mi się tak nie zdarzyło. To by było strasznie próżne, a ja próżna nie jestem.
Mówi Pani, że jak każda kobieta, że ma jakieś braki, coś się jej w sobie nie podoba. Co by Pani chciała zmienić u siebie?
Zawsze miałam kompleks dużego nosa i krągłych ud i bioder.
Naprawdę? Ale krągłe uda i biodra podobają się facetom. Ba. Nawet antropolodzy z Wrocławia dowiedli w swoich badaniach, że panowie podświadomie właśnie takie panie wybierają chętniej na żony, matki i kochanki...

Niestety, w pracy modelki przeszkadzają.
I nos też? Dla mnie Pani nos jest normalny, zwyczajny. Żaden z Pani Pinokio.

(śmiech) Dzisiaj mi już ten nos nie przeszkadza. Przyzwyczaiłam się do niego, polubiłam go. Zresztą modeling jest tak specyficzną branżą, że nie jest ważna tak zwana "oczywista uroda", tylko coś, co cię wyróżnia spośród tłumu.

Oryginalna uroda - poszukiwana...
I wtedy dziwny, długi nos może być plusem.

Niektórzy na siłę próbują się zmieniać. Co Pani sądzi o operacjach plastycznych? Poszłaby Pani pod nóż chirurga, żeby coś sobie poprawić?
Nigdy bym sobie niczego nie zoperowała. Nigdy. Nie dziwię się jednak, że ktoś chce w ten sposób sobie pomóc, coś wygładzić, zmniejszyć, powiększyć. Czasami ludzie mają strasznie wielkie kompleksy, że piersi za małe lub nos za duży, i to są tak wielkie dla nich problemy, które nie pozwalają im normalnie żyć. I czasami lepiej jest zrobić sobie operację plastyczną i lepiej się czuć w swoim ciele, niż mieć problemy z psychiką, że coś tam nam w wyglądzie nie odpowiada. Taka operacja może dowartościować, wyciągnąć z depresji. Jest oczywiście druga strona medalu: bo przecież są tacy ludzie, którzy robią sobie dziesięć operacji i wyglądają jak sztuczne lale. Tym trzeba współczuć. Zagubili się.

Jak Pani reaguje, gdy słyszy: "Kobieto, jakaś ty piękna!"?
Niekiedy nie wiem, co powiedzieć, ale zawsze jest mi ogromnie miło. Ale poza tym nic to we mnie nie zmienia, nie nadymam się pychą przez to. Ale schlebia mi to, przyznaję.

A gdy idzie Pani ulicą, to czuje Pani na sobie wzrok innych kobiet? Mężczyzn? Oglądają się za Panią?
Zimą na pewno nie, bo jestem cała opatulona: czapka, szalik, gruba kurtka - w ogóle mnie spod tego stosu ubrań nie widać.

A latem?
A latem, i owszem. Zdarza się (śmiech). Staram się jednak już na to nie zwracać uwagi. Kiedyś na wakacjach kolega mi powiedział: "Ola, wszyscy się za tobą oglądają", i dopóki mi tego nie powiedział, to sama tego nie widziałam. A jak już wiedziałam, to mnie strasznie to denerwowało, drażniło.
Pani sama zwraca uwagę na inne kobiety?
Pewnie, że tak. Przykuwa moją uwagę fajny, oryginalny styl ubierania się - bo taki człowiek się w tłumie wyróżnia. Zresztą ja mam tak, że jak mi się jakaś dziewczyna podoba - i nie mówię tutaj o jakimś fizycznym pociągu - to potrafię do kogoś takiego podejść i powiedzieć: "Jak ty fajnie wyglądasz". Wiem, że to dziwne (śmiech), i muszę się kontrolować, bo ludzie są zaskoczeni i dziwnie na mnie patrzą. Ale niekiedy to jest silniejsze ode mnie. Jestem bardzo spontaniczna.

Do mężczyzn też Pani podchodzi i prawi komplementy?
Nie jestem aż tak odważna.

Kto jest dla Pani ideałem piękna?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Nie ma chyba takiej osoby. Bo co to znaczy, że ktoś jest idealny? Niekiedy piękny jest ktoś, kto emanuje dobrocią. Ktoś, kto jest pewny siebie, a niekoniecznie urokliwy. Albo rycerski, męski - nawet brzydal może być piękny.

Po programie "Top Model. Zostań modelką" ostro weszła Pani w świat mody. Nie boi się Pani tej diametralnej zmiany w życiu, tego - dzikiego jeszcze u nas - show-biznesu? Złośliwości w Pani kierunku będą uderzać z większą siłą, będzie Pani się pojawiać na pudelkach.pl i plotkach.pl, będą Panią obmawiać.
Nie boję się tego. Jestem już dużą dziewczynką, a nie jakimś podlotkiem czternastoletnim, który marzy o modelingu. Mam bardzo silną psychikę, wyrobione zdanie na swój temat - wątpię, żeby coś mogło mnie złamać.

Jest Pani pewna siebie?
Bardzo. I wiem, że opinie innych ludzi mnie nie zmienią. Na pewno nie na gorsze.

Jak Pani dba o to, żeby zachować swoją normalność? Jest ktoś, kto trzyma Panią w ryzach, żeby woda sodowa nie uderzyła do głowy?
Mam kochanych przyjaciół, rodzinę. I oni są takim moim barometrem: na razie twierdzą, że mi się w głowie nie poprzewracało i trzeba mną potrząsnąć. Nie musieli mnie jeszcze stawiać do pionu.

Pochodzi Pani z Wałbrzycha, tam Pani dorastała. Rodzice mieli duży wpływ na to, kim Pani jest dzisiaj?
Zawsze uczyli mnie szacunku do starszych. Skromności. I pewnie po rodzicach mam taki wewnętrzny luz - chyba nauczyłam się od nich hamować emocje, dystansować się do pewnych spraw, zdarzeń. Nie podejmować pochopnie decyzji, nie być w gorącej wodzie kąpaną.
A kim chciała być mała Ola?
Od dziecka paradowałam przed lustrem, przebierałam się w ciuchy mamy, za duże buty, szale - ale słyszałam: "Nie masz szans być modelką". Bo nie byłam uroczym, słodkim dzieciątkiem z tym moim dużym nosem. Lubiłam zawsze stroić miny do aparatu fotograficznego, wygłupiać się. Babcia mi opowiada, że jeszcze jak byłam malutka, gdy tylko ktoś robił zdjęcie, to szczerzyłam zęby. Później ochota na to, żeby zostać modelką, mi przeszła - chciałam być lekarzem. I do tej pory żałuję, że nie zmobilizowałam się na tyle w liceum, żeby zdać maturę z biologii, chemii, fizyki. Szkoda mi tej medycyny.

Jest Pani trochę dziwną modelką, bo na modzie Pani świat się nie kończy.
Oczywiście, że nie. To by było chore. Mam normalne życie. Moda to praca, nie styl życia. Zawód i pasja, która nie przesłania tego, co najważniejsze. Jak kończę pracę, to ubieram się normalnie, w wyciągnięte swetry, na włosy naciągam czapkę - i mam odrobinę swojej normalności.

Studiuje Pani na wrocławskim Uniwersytecie Ekonomicznym.
Na pierwszym roku zarządzania. Boję się jednak, czy mi się uda skończyć z sukcesem ten pierwszy rok. Długo mnie nie było na uczelni, mam spore zaległości.

A poza tym podpisała Pani kontrakt z agencją modelek, z całego świata napływają oferty pracy. Ostatnio brała pani udział w sesji dla jednego z hiszpańskich magazynów mody. Grzechem by było nie wykorzystać tej szansy.
Dlatego coraz częściej myślę o urlopie dziekańskim lub żeby przejść na studia zaoczne - wtedy mogłabym połączyć i pracę, i studia. Ale na pewno nie zrezygnuję z nauki. To byłoby głupie. Nie chcę zmarnować danej mi szansy, ale i nie chcę zmarnować studiów.

Nie czuje się Pani niekiedy jak ta żaba z dowcipu, gdy lew mówi: mądre zwierzęta na prawo, piękne na lewo? A żaba stoi na środku...
...i mówi": "No przecież się nie rozdwoję". Tak (śmiech), niekiedy tak się czuję. Bo chciałabym złapać kilka srok za ogon, robić wiele rzeczy w jednym czasie: i moda, i nauka, i rodzina. Nie jest to jednak możliwe: doba ma niestety tylko 24 godziny. Teraz stawiam na modę, bo uroda, niestety, nie poczeka. A szkoła może.

Zawsze zostaje Uniwersytet Trzeciego Wieku.
To już ostateczność (śmiech).

Jakie ma Pani inne pasje?
Uwielbiam gotować...

...ale jeść to chyba już nieszczególnie. Taka z Pani chudzinka.
Ależ ja kocham jeść. I to najchętniej ciasta, które sama upiekę. Bo ciasta też uwielbiam piec. Mam to chyba w genach. U mnie w domu wszyscy świetnie gotują. I mama, i dziadkowie, i babcie. Każdy ma talent kulinarny.
Jest Pani łakomczuchem?
Zawsze kiedy pomyślę o tym, że jadę do babci do Wałbrzycha, a ona mi ugotuje swoje pyszności. Nie ma mocnych - nie umiem się wtedy pohamować. Teraz jadę do Wałbrzycha i będziemy z babcią piekły karpatkę. Palce lizać.

A poza gotowaniem?
Sport, narty. Muszę nadrobić zaległości, bo ostatnio nie miałam czasu szaleć na deskach, i teraz to sobie odbiję. Dobrze, że jest dużo śniegu. Góry to mój żywioł.

Ubezpieczyła już Pani nogi na milion złotych, gdyby coś na stoku poszło nie tak?
Nie, gdzie tam. Odpukać, nigdy nie miałam nic połamanego. Umiejętnie upadam.

A poza łakomstwem ma Pani jakieś wady, z którymi stara się walczyć?
Oj, mam. Na szczęście udaje mi się walczyć z moim największym utrapieniem - udało mi się przełamać barierę nieśmiałości. Przed "Top Model" miałam olbrzymie problemy, żeby rozmawiać z obcymi ludźmi, wstydziłam się.

Serio? W ogóle tego po Pani nie widać.
Bo ja cały czas się staram. Walczę ze słabościami. Poza tym nie uśmiechałam się do ludzi - byłam wycofana, taka zdystansowana. Wielu ludzi uważało przez to, że jestem niesympatyczna, tylko dlatego że byłam milczkiem. A teraz zauważam, że choć nawet nic nie powiem, ale nie jestem ponura, to ludzie milej na mnie reagują. Pracuję więc nad tym, żeby mieć powody do radości. Życie jest wtedy łatwiejsze.

Co jeszcze?
Mam, niestety, skłonność do tycia. Muszę się cały czas pilnować z jedzeniem i bardzo dużo ćwiczyć. No i najstraszniejsza moja wada - jestem bałaganiarą. Muszę mieć schludnie i czysto w łazience i kuchni, ale już szafy... Uuuu, zawsze mam mętlik.

A propos szafy i ubrań. Moja żona powiedziała: "Zapytaj ją, czy z taką figura ma jakieś problemy, tak jak inne babki, jak ja, z kupieniem sobie ciuchów w sklepie".
Ależ oczywiście, że tak. Zdarza mi się to bardzo często. Bo chociaż mam bardzo kobiecą sylwetkę, to nie jest ona typowa dla kobiet w dzisiejszych czasach. Teraz kobiety nie zawsze mają mocno wciętą talię i duże biodra - jak ja. I mam problem. Gdy chcę sobie kupić coś dopasowanego, czy spódnicę z wysoką talią, czy spodnie, to często zdarza się tak, że coś jest dla mnie za luźne w pasie albo za ciasne w biodrach. Albo coś jest za krótkie, albo coś za długie... Mam takie same dylematy w przymierzalni, jak inne kobiety. Normalna jestem.
Niektóre modelki pytane, co by poświęciły dla kariery, odpowiadają bez wahania: "Wszystko". A co by Pani była w stanie poświęcić?
Jestem w stanie poświęcić swój cenny czas. Ale też nie na zawsze, tak na dwa, trzy lata. Na pewno bym nie poświęciła swojej rodziny, przyjaciół. Czyli nie wszystko i nie za wszelką cenę. I na pewno bym nie poświęciła swojego szczęścia - bo w momencie gdy praca modelki przestanie mi sprawiać przyjemność, to na pewno z niej zrezygnuję. Nigdy nie będę dźwigać zbędnego ciężaru.

Jak po "Top Model" zmieniło się Pani życie?
Mam pracę, podpisałam umowę z agencją "D'Vision", mam sporo sesji zdjęciowych, coś się dzieje wokół mnie. No i ludzie mnie rozpoznają, na przykład gdy wchodzę do sklepu, uśmiechają się do mnie, gratulują...

Dostaje Pani lepsze pomidory spod lady i ładniejszy schab?
Zdarza się (śmiech).

W torbie, tak jak większość kobiet, ma Pani mnóstwo kosmetyków do poprawiania urody?
Niedużo...

No to niech Pani pokaże.
Proszę bardzo.

Ooo, szczotka do włosów, czyścik do ubrań, pilniczek, perfumy, błyszczyk do ust, tusz do rzęs... Jakoś mało tego.
No bo bez szaleństwa z tym pięknem...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska