Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Akta spraw błędów medycznych znikały w dziwnych okoliczności. Trwa proces prokuratorki

Marcin Rybak
Małgorzata Ossmann-Bitner jest dziś jedną z oskarżycielek posiłkowych w procesie prokurator Justyny D. z Wrocławia
Małgorzata Ossmann-Bitner jest dziś jedną z oskarżycielek posiłkowych w procesie prokurator Justyny D. z Wrocławia Fot. Janusz WóJtowicz / Polskapresse
We wrocławskiej Prokuraturze Rejonowej Śródmieście zginęły akta dwóch spraw. Jedne nigdy się nie odnalazły, drugie odnaleziono w tajemnicznych okolicznościach. Obydwa śledztwa dotyczyły błędców w sztuce lekarskiej. Obydwa były związane z lekarzami klinik wrocławskiego Uniwersytetu Medycznego. Przed wrocławskim sądem trwa proces prokuratorki Justyny D. Zdaniem oskarżenia to ona stoi za próbą tuszowania spraw medycznych błędów.

Mimo długiego śledztwa nie wszystkie fakty udało się ustalić. Na przykład nie wiemy, kto we wrześniu 2012 nadał paczkę z Wrocławia do Zakładu Medycyny Sądowej w Białymstoku. A osoba ta zna szczegóły jednej z największych i najbardziej mrocznych tajemnic wrocławskiej prokuratury. Sprawy zamiatania pod dywan śledztw dotyczących błędów w sztuce medycznej.

Akta jednej ze spraw przepadły na zawsze. Drugie zginęły, ale w tajemniczych okolicznościach odnalazły się we wrześniu 2012 roku. Przed wrocławskim sądem toczy się proces. Pani prokurator z prokuratury Wrocław Śródmieście Justyna D. jest oskarżona o m.in. przekroczenia swoich uprawnień. Oskarżenie utrzymuje, że to ona jest winna zamiatania pod dywan medycznych skandali.

Na rozprawie w środę sąd przesłuchiwał pracowników śródmiejskiej Prokuratury Rejonowej. Ta historia wyszła na jaw w 2012 roku. Od 2007 prokurator D. prowadziła sprawę dwóch lekarzy. Byli podejrzani o nieumyślne spowodowanie śmierci noworodka i narażenie zdrowia i życia jego matki Małgorzaty Ossmann-Bitner.

We wrześniu 2012 r. wyszło na jaw, że akta zaginęły w tajemniczych okolicznościach. W środę w sądzie o wydarzeniach z września 2012 opowiadała m.in. kierowniczka sekretariatu śródmiejskiej prokuratury. Pamięta, że kazano jej szukać akt. Przepadły jak kamień w wodę. Nie było ich w żadnej szafie, w żadnym sekretariacie, ani w archiwum. Obdzwoniła wszystkie zakłady medycyny sądowej w Polsce. Nigdzie ich nie było.

Chociaż... w prokuraturze w Śródmieściu mieli jakieś dokumenty, z których wynikało, że akta są w Poznaniu, w tamtejszym Zakładzie Medycyny Sądowej. Nie dość, że znaleziono postanowienie o wysłaniu ich tam, to jeszcze były jakieś pisma wysłane faksem z Poznania do pani prokurator D. Kierowniczka posłała do poznańskiej medycyny sądowej kopie tych papierów. Szybko oddzwonili, że to jest dziwne i dokumenty - niby przez nich wysłane - nie wyglądają na prawdziwe. Nie zgadza się numer telefonu na papierze firmowym, osoba podpisana pod pismem dawno już nie pracuje i w ogóle nikt niczego nie wysyłał. Tym bardziej że akt u nich nie ma.

Dwa dni później opisaliśmy tę sprawę. Tego samego dnia akta trafiły do... Zakładu Medycyny Sądowej w Białymstoku.

Kto je przysłał? Na pewno nie prokuratura. Dziś w sądzie opowiadał o tym pracownik odpowiedzialny za wysyłkę tego typu materiałów. Ani nie rejestrowano tej wysyłki, ani nadawca nie wypełniał takich druków nadawczych, z jakich zwykle korzysta prokuratura. Po prostu przyszedł na pocztę i nadał paczkę. Druk wypełnił własnoręcznie.

Kto to był? Śledztwo sprawie afery na Śródmieściu prowadziła Prokuratura Okręgowa w Legnicy. Nadawcy paczki i autora zapisów na druku na razie nie odnaleziono.

CZYTAJ TU akt oskarżenia Justyny D.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska