Mimo długiego śledztwa nie wszystkie fakty udało się ustalić. Na przykład nie wiemy, kto we wrześniu 2012 nadał paczkę z Wrocławia do Zakładu Medycyny Sądowej w Białymstoku. A osoba ta zna szczegóły jednej z największych i najbardziej mrocznych tajemnic wrocławskiej prokuratury. Sprawy zamiatania pod dywan śledztw dotyczących błędów w sztuce medycznej.
Akta jednej ze spraw przepadły na zawsze. Drugie zginęły, ale w tajemniczych okolicznościach odnalazły się we wrześniu 2012 roku. Przed wrocławskim sądem toczy się proces. Pani prokurator z prokuratury Wrocław Śródmieście Justyna D. jest oskarżona o m.in. przekroczenia swoich uprawnień. Oskarżenie utrzymuje, że to ona jest winna zamiatania pod dywan medycznych skandali.
Na rozprawie w środę sąd przesłuchiwał pracowników śródmiejskiej Prokuratury Rejonowej. Ta historia wyszła na jaw w 2012 roku. Od 2007 prokurator D. prowadziła sprawę dwóch lekarzy. Byli podejrzani o nieumyślne spowodowanie śmierci noworodka i narażenie zdrowia i życia jego matki Małgorzaty Ossmann-Bitner.
We wrześniu 2012 r. wyszło na jaw, że akta zaginęły w tajemniczych okolicznościach. W środę w sądzie o wydarzeniach z września 2012 opowiadała m.in. kierowniczka sekretariatu śródmiejskiej prokuratury. Pamięta, że kazano jej szukać akt. Przepadły jak kamień w wodę. Nie było ich w żadnej szafie, w żadnym sekretariacie, ani w archiwum. Obdzwoniła wszystkie zakłady medycyny sądowej w Polsce. Nigdzie ich nie było.
Chociaż... w prokuraturze w Śródmieściu mieli jakieś dokumenty, z których wynikało, że akta są w Poznaniu, w tamtejszym Zakładzie Medycyny Sądowej. Nie dość, że znaleziono postanowienie o wysłaniu ich tam, to jeszcze były jakieś pisma wysłane faksem z Poznania do pani prokurator D. Kierowniczka posłała do poznańskiej medycyny sądowej kopie tych papierów. Szybko oddzwonili, że to jest dziwne i dokumenty - niby przez nich wysłane - nie wyglądają na prawdziwe. Nie zgadza się numer telefonu na papierze firmowym, osoba podpisana pod pismem dawno już nie pracuje i w ogóle nikt niczego nie wysyłał. Tym bardziej że akt u nich nie ma.
Dwa dni później opisaliśmy tę sprawę. Tego samego dnia akta trafiły do... Zakładu Medycyny Sądowej w Białymstoku.
Kto je przysłał? Na pewno nie prokuratura. Dziś w sądzie opowiadał o tym pracownik odpowiedzialny za wysyłkę tego typu materiałów. Ani nie rejestrowano tej wysyłki, ani nadawca nie wypełniał takich druków nadawczych, z jakich zwykle korzysta prokuratura. Po prostu przyszedł na pocztę i nadał paczkę. Druk wypełnił własnoręcznie.
Kto to był? Śledztwo sprawie afery na Śródmieściu prowadziła Prokuratura Okręgowa w Legnicy. Nadawcy paczki i autora zapisów na druku na razie nie odnaleziono.
CZYTAJ TU akt oskarżenia Justyny D.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?